„Oh I
remember Toronto when Mylo went down
And we sat
and we cried on the phone,
I never
felt so alone,
He was the
first of our own.
Some of us
go down in the blaze of obscurity,
Some of us
go down in the maze of publicity,
The price
of infamy,
The edge of
insanity.”5
To był zwykły, sobotni wieczór. Środek kwietnia. Od trzech
dni lało niemiłosiernie, więc zadzwonił do Marlo, pytając czy nie potrzebowała
podwózki. Mieli dać koncert w klubie muzycznym jego kumpla, Adama, dawnego
klawiszowca „The Bleeding Ears”.
- Dam sobie radę, nie mam trzech lat! – usłyszał w
odpowiedzi.
- Tylko pośpiesz się. Wiesz, że dzisiaj nie możemy się
spóźnić!
Zapewniła go, że będzie na czas.
- To bardzo ważne, Marlo, ma nas słuchać…
- Wyluzuj, staruszku, bo zejdziesz na zawał! Czy ja
kiedykolwiek cię zawiodłam?
Skalski przybył na miejsce półtora godziny przed czasem,
żeby zadbać o każdy szczegół. Rozstawienie sprzętu, nagłośnienie, akustykę,
odsłuchy. To, żeby kable nie plątały się pod nogami. Tego dnia miał ich słuchać
dziennikarz od talentów znanej rozgłośni radiowej. I facet z niezależnej
wytwórni płytowej, który czasem przesiadywał w tej knajpie, szukając ciekawych
kapel.
Skalski biegał jak obłąkany, doglądając wszystkiego, a
później siedział jak na szpilkach, raz po raz wychodząc na deszcz w
poszukiwaniu zasięgu. Czekali tylko na Marlo i Ice, bo Anię i Lilkę przywiózł
ze sobą. O wpół do ósmej, Adam kazał mu się uspokoić, żeby nie stresował
dziewczyn. Pięć minut później pojawiła się Iza.
- Co za pogoda – rzuciła tylko i poszła sprawdzić, czy z jej
perkusją wszystko było jak trzeba.
Mijały kolejne minuty. Za dwadzieścia Oldie zadzwonił do
Marleny, ale jej numer nie odpowiadał. Było za piętnaście, za dziesięć, za
pięć… Skalski stał na deszczu, na przemian dzwoniąc i klnąc. Wreszcie
zapowiedział Adamowi półgodzinne opóźnienie i z furią wskoczył do samochodu,
żeby pojechać po tę nieznośną, niesforną, roztrzepaną…
Kiedy, łamiąc niezliczoną ilość przepisów, wpadł z
niedozwoloną prędkością na jej ulicę, zobaczył przed sobą mrugające światła
karetki i radiowozu. Dał po hamulcach, nie chcąc dostać mandatu, a auto sunęło
kilkanaście metrów po śliskiej nawierzchni. Zaparkował czym prędzej i wysiadł w
ulewę. Nie zabrał parasola ani kurtki. Ruszył chodnikiem, trzymając się jak
najdalej od krzątających się policjantów. Zobaczył samochód z powgniataną maską
i stłuczoną przednią szybą. Może Marlo była świadkiem wypadku? Policjanci
zatrzymali ją, żeby zebrać zeznania? Skręcił w kierunku najbliższego z
nich. Musiał jak najszybciej zabrać ją na koncert! Przecisnął się między dwoma
samochodami, zaparkowanymi prostopadle do kierunku jazdy i odruchowo
rozejrzał się, wkraczając na jezdnię. Na prawo od niego, spod bagażnika białego
sedana, wystawał rozdarty plecak Marlo.
*
Angie zmieniła gitarę na akustyczną i podeszła do mikrofonu
na trzęsących się nogach. Jim na moment zniknął ze sceny, a Oldie usiadł przed
centralką Izy z drugą gitarą. Zagrali wstęp i Ania zaśpiewała bardzo cicho,
tracąc głos na ostatnich sylabach wersów:
“ I feel so
lonely without You, my friend,
I thought
I’ll never be without You, my friend, for all my life,
I feel so
lonely sittin’ in this house that I have once escaped,
I feel so
useless when the traitor runs and I’m not the one who chase,
We’re torn
asunder and I have to confese,
I see Your
face in every face,
I hear Your
voice in an empty room,
I hear Your
steps in the corridors that no one use,
So tell me
why, Your gone, my friend?”^
Ostatnie słowa uwięzły jej w gardle i Ania rozpłakała się na
dobre, zdjęła gitarę i łkając, zbiegła ze sceny.
*
Mimo gorącej owacji, Ania nie wróciła na scenę. Oldie przywołał
Jima i zamienił z nim szeptem kilka zdań.
- Dziewczyny, spróbujcie nakłonić ją do powrotu – powiedział
do Izy i Lilki. – Jedną piosenkę zagramy sami.
Dziewczynki zeszły na backstage w ślad za Anią, a Jim
zarzucił na szyję pasek od swojego Rickenbackera.
- Wybaczcie, moi drodzy, to dla nas nieopisana strata. –
Pomruk z publiki, jakieś słowa. – Zagramy dla was niemal akustycznie coś co na
pewno znacie.
Całe wieki wcześniej, podczas jednej z prób, Marlo zapytała
go, jaki utwór przychodził mu do głowy, kiedy o niej myślał, a on wskazał
właśnie ten klasyk sprzed lat.
„Remember
when You were young,
You shone
like the sun!
Shine on
You crazy diamond!
Now there’s
a look in Your eyes,
Like black
holes in the skies!
Shine on
You crazy diamond!”6
- Cudownie, masz mnie za wariatkę! – zaśmiała się wówczas.
- Raczej
diament, wymagający oszlifowania.
„You were
caught in the crossfire,
Of childhood
and stardom,
Blown on
the steel breeze,
Come on You
target for faraway laughter,
Come on You
stranger, You legend, You martyr and shine!”6
Był to największy komplement, jaki Marlo usłyszała przez
całe życie. Tylko dziadek, który zmarł trzy lata wcześniej, kiedykolwiek nazwał
ją podobnie. Swoim skarbem, perłą. Dla matki była za to niewdzięczną gówniarą,
dla rówieśników – nadąsaną dziwaczką, dla kolegów z klasy – powietrzem, bo oni
wszyscy ubóstwiali Anię. Na nią, nikt nie zwracał uwagi, nie obchodziła nikogo.
Poza tą małą grupką, rodziną, jaką stanowił zespół.
“ Pile on
many more layers
And I’ll be
joining You there!
Shine on
You crazy diamond!
And we’ll
bask in the shadows
Of
yesterday’s triumph
And sail on
the steel breeze.
Come on You
girl child, You winner and loser,
Come on You
miner for truth and delusions and shine!”6
5 “Blind Curve: Part III – Mylo” –
Fish (właść. Dereck William Dick) z albumu “Misplaced Childhood” Marillion,
EMI, 1985.
^ “So
lonely without You, my friend” – Anna Skalska z EP “No Way Back, Tribute to
Marlo” Sirius and the Sirens, Delusional Records, 2012. (Nathaniel
Sathirian,2010)
6 “Shine on You Crazy Diamond” – Roger
Waters z albumu “Wish You Were Here” Pink Floyd, Harvest/Columbia,1975.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz