- Marlo czy możesz przestać zachowywać się w ten sposób?! –
rzuciła w desperacji Ania, bo jej przyjaciółka tarzała się po łóżku, zanosząc
się śmiechem. – Mówię serio. Nie ma w tym nic śmiesznego!
- W jaki sposób? – wydusiła Marlena, nie mogąc przestać się
śmiać.
- Jakbyś leciała na mojego ojca.
Szatynka zacisnęła usta, dusząc parsknięcie.
- Może ja lecę na twojego ojca? – zapytała tajemniczo.
- Przestań!
- Tak bardzo go pragnę! Pożądam go!
- Przestań!
- Śni mi się po nocach i nie chcesz wiedzieć co…
- Przestań, Marlo! Dajże wreszcie spokój! – Ania zerwała się
na równe nogi, czerwona ze wściekłości, a Marlo śmiała się wniebogłosy, aż z
piskiem spadła z łóżka i osunęła się na podłogę. – Czasem jesteś durna –
oświadczyła Ania.
- Aleś ty czerwona, Świętoszku.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Wstydzisz się? Krępuje cię to, że lecę na starszych
facetów?
- Nie zaczynaj…
Marlo nagle spochmurniała.
- Skoro moja matka nazywa mnie dziwką, to może taka jestem?
Może wcale mnie nie znasz?
Ania pobladła, a Marlena przyciągnęła do siebie kołdrę
leżącą na podłodze.
- Milutko, co? – rzuciła i głos zaczął jej drżeć. – Jak moja
własna, cholerna matka mogła powiedzieć mi coś takiego?
Zaniosła się płaczem, równie intensywnym jak wcześniejszy
śmiech. Podkurczyła nogi i wcisnęła twarz w pościel, chcąc zdusić łzy. Ania
wpatrywała się w nią osłupiała. Chciała pomóc, pocieszyć ją. Jakkolwiek.
Usiadła na podłodze, objęła Marlo i przez dłuższy czas tkwiły tak, nieruchome,
dopóki jej przyjaciółka nie przestała łkać.
*
Szybki, ciężki, gitarowy riff rozpoczął kolejną piosenkę,
wraz z niesztampową partią basu przywodzącą na myśl Red Hot Chilli Peppers. Tło
wypełniło się akompaniamentem organów Hammonda, a potem dołączył wokal,
urywany, wykrzyczany, śpiewany na przemian przez Oldiego i Angie:
”Doors are
locked!
Lights are
shut!
Am I
asleep?
No, I’m
not!
Thinkin’
how,
To escape,
Where to
run,
Never
wait!”
- “Cause
this house is just ain’t home for me!” – wykrzyczało pięć głosów i wszystko
ucichło, poza wyczekującym rytmem perkusji. – „Cause this house is just ain’t
home for me!”^
W ciszy niosło się tylko echo ich głosów, a potem całe instrumentarium
wystrzeliło w szaleńczym pędzie, uporządkowanym chaosie, niosącym gniew,
wściekłość, frustrację, lęk, smutek… Ania pociągnęła swoją partię, graną w
duecie z Lilką i przeszła do długiej solówki, pełnej bólu i nostalgii,
znacznie dłuższej niż na którymkolwiek z wcześniejszych koncertów. Twarz ukryła
za kotarą włosów, a całe jej ciało poruszało się w ślad za melodią. Łzy
spływały po jej policzkach. Dobrze wiedziała, że Marlo napisała ten tekst o
sobie.
*
- Kto dzwoni o tej porze?! – wymamrotała rozespana Elżbieta,
kiedy obudził ich hałaśliwy dźwięk telefonu.
Było dobrze po północy.
- Zaraz go zabiję – burknął Skalski i zwlókł się z łóżka,
żeby w ciemności przejść do przedpokoju.
Ósmy sygnał, dziewiąty, dziesiąty…
- Kto do…
- Pan Skalski? – zapytał kobiecy głos w słuchawce.
- Kto mówi?!
- Sandra Turowicz.
Nie znał żadnej pierońskiej Sandry.
- Wie pani, która godzina? – warknął.
- Czy moja córka jest u pana?
- Kto?
- Czy Marlena tam jest?
Spojrzał na zegarek.
- Jest za piętnaście pierwsza, na litość Boską, co Marlena
miałaby tu robić we wtorek o takiej porze? „Poza tym nie widziałem jej od
piątku” – pomyślał sobie.
- Nie ma jej w domu? – zapytał, nagle zaniepokojony.
Turowicz wahała się przez moment.
- Nie wróciła od niedzieli.
*
Partię Ani nagrodziły oklaski i po krótkim pasażu, przeszli
do drugiej zwrotki. Lekko zduszony głos dziewczyny nadawał jej jeszcze
boleśniejszy, oskarżycielski wydźwięk:
„Mother
she’s
Badly mad!
Want’s to
have
Mudbloods
dead!
Father he’s
As insane!
I’m the
one!
I’m the
shame!
And this
house is just ain’t home for me!
And this
house is just ain’t home for me!”^
Wspomniał na pierwsze spotkanie z matką Marleny. Jej napuchnięte oczy, suchą pomarszczoną
twarz, zaniedbane włosy. I niski głos, w którym pobrzmiewały papierosy i
alkohol. Był wtedy strasznie wściekły. Czuł obrzydzenie i pogardę dla tej
kobiety, która niszczyła swoje życie i ciągnęła w dół własną córkę. Nie
potrafiła docenić skarbu, jaki w niej miała. Ich dom cuchnął dymem tytoniowym.
Przesiąkło nim lepkie linoleum, post gierkowskie, sklejkowe meble, byle jakie
tapety. Woń stęchlizny odrzucała od samego progu, zwłaszcza w tamten dzień,
kiedy mieszała się z szaletowo-alkoholowym fetorem człowieka leżącego w
salonie.
*
- Tato, co się stało? – zapytała Ania, ale uciszył ją ruchem
dłoni.
- I dzwoni pani dopiero teraz? – rzucił ostro do słuchawki.
- Myślałam… Dzwoniłam po rodzinie, chodziłam.
- Co się, do diaska, zdarzyło w niedzielę, że Marlena nie
wróciła do domu?
- Ja. Czy pana córka niczego nie wie? Nie widziała jej?
Skalski wziął głęboki oddech, żeby nie zakląć.
- Zawiadomiła pani policję? – Cisza. – Czy pani jest zdrowa
na umyśle? Pani córka zniknęła, a pani…
- Marek, co się dzieje? – Jego żona w koszuli nocnej stanęła
na progu sypialni. – Ania kładź się spać! – nakazała córce.
Dziewczyna zrobiła krok do pokoju, zamknęła drzwi i stała za
nimi bez ruchu.
- Proszę wezwać policję albo ja to zrobię, do cholery! –
perorował Skalski, aż zamiast odpowiedzi usłyszał głuchy sygnał zerwanego
połączenia. – Ta pijaczka się rozłączyła! – rzucił bezradnie w stronę żony.
- Nie przy Ani – syknęła.
- Wyobrażasz sobie, że nasza córka znika, a my zaczynamy się
martwić na trzeci dzień?
- Może w jej przypadku to nic nowego? – wypaliła Elżbieta, a
Skalski stanął jak wryty.
- Proszę?
- Chodzi mi tylko o to, że Marlena często zachowuje się…
niestandardowo.
- Jeśli dalej dusisz w sobie tę cholerną solniczkę.
- Nie tylko solniczkę, ale alkohol w gimnazjum, słownictwo,
którego używa…
Ania wypadła z pokoju, pragnąc się kłócić, ale ojciec natychmiast
ją powstrzymał.
- To nie najlepsza chwila na taką dyskusję – stwierdził
twardo.
- Racja, chciałabym się wyspać – oświadczyła Elżbieta.
- To połóż się, a ja zamienię kilka słów z naszą córką.
- Ona też powinna spać.
- Bez tego nie zaśnie – powiedział i pod jego ciężkim
spojrzeniem, żona obróciła się na pięcie i zniknęła w sypialni.
*
„I’m awake
when the morning rise,
They’re all
asleep, I didn’t sleep last night,
Got my wand
and my trunk with me,
I’ll be
gone, before anyone sees.
Leave this
house and it’s ‘noble’ life,
Leave
paranoid desolation time,
Walk my own
ways, set my own rules,
At last
free, when I’m gone from You.”^
To zakończenie, przy subtelnym akompaniamencie klawiszy,
wieńczyło ich najdłuższy, autorski utwór. Nie sposób było nie myśleć przy nim o
Marlo, kryjącej się przed rodzicami na „miejscówce”, znalezionej niegdyś wraz z
Anią, gdzie chowały się przed światem i wymyśliły swój wymarzony zespół.
^”Ain’t
no home” – Marlena Turowicz z EP “No Way Back, Tribute to Marlo” Sirius and the
Sirens, Delusional Records, 2012. (Nathaniel Sathirian, 2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz