- Aniu, jak się czujesz?
Dziewczyna pomyślała, że takim tonem matka zwracała się do
niej, kiedy w podstawówce dostała gorączki.
- Świetnie – burknęła, nie odrywając mokrych oczu od albumu
ze zdjęciami.
Sama nie była pewna, czemu zadręczała się ich oglądaniem.
Razem z Marlo szczerzył zęby na szczycie Śnieżki, stroiły miny na tylnym
siedzeniu ich auta, śmiały się podczas próby…
- Może chcesz porozmawiać? – zapytała jej matka.
Chciała. Potrzebowała, żeby ktoś wraz z nią poniósł to
cierpienie, wziął na siebie część jej bólu.
- Nie – rzuciła obojętnie, licząc, że matka wyjdzie z
pokoju.
- Jesteś na mnie zła?
- Chce żebyś odczepiła się od taty.
Elżbieta milczała przez kilka sekund, ważąc słowa.
- To nie jest takie proste – oświadczyła w końcu.
- Bardzo proste. On nic nie zrobił. – Ania ostentacyjnie
przewróciła stronę w albumie. – Po prostu się od niego odczep.
Odwróciła się, myśląc, że matka będzie wściekła, ale na jej
twarzy malował się wyłącznie smutek.
- Nie wszystko rozumiesz – powiedziała spokojnie.
- Bardzo dobrze rozumiem! – uniosła się Ania. – Słyszałam
każde słowo, gdy chciałaś pozbyć się Marlo. Obie słyszałyśmy. Było jej
niezmiernie miło, kiedy zrobiłaś z niej prostytutkę.
- Nie mów do mnie w ten sposób.
- Przez te kilka dni non-stop chciała się wynieść, pójść
gdziekolwiek, byle „nie zrujnować waszego małżeństwa”. Ale tata kazał jej
zostać. Nawet nie wiesz, jak bardzo było mi za ciebie wstyd. – Głośno
zatrzasnęła album i usiadła na łóżku. – Przedwczoraj odświeżyłaś mi to uczucie.
*
Oldie zagrał na gitarze akustycznej pierwsze kilka taktów i
nikt na sali nie miał już wątpliwości, co wydarzy się dalej. Odpowiedziała mu
gitara Ani i ich partie przeplatały się ze sobą przez całą długość wstępu,
układając się w sploty nostalgicznej melodii.
„So, so You
think You can tell,
Heavens
from hell, blue skies from pain?
Can You
tell a green field from a cold steel rail,
A smile
from a veil,
Do You
think You can tell?”9
Ona sama niczego nie była pewna. Bez Marlo wszystko stało
się wykrzywione, cała rzeczywistość uległa wypaczeniu, słowa zgubiły swoje
znaczenia. Czy to, w co wierzyła, było takim w istocie? Czy światem władał
zupełnie inny porządek, odmienna logika, dla której śmierć Marleny miała jakąś
przyczynę? I jakiś cel. Może układ sił było odmienny, może przedmioty nie były
tym czym się zdawały, może ludzie byli inni niż myślała?
A może zupełnie nic się nie zmieniło i tkwiła w tym samym,
„starym” świecie, którego nie poruszył jej los, który nawet nie zauważył
zniknięcia jednej osoby? Jednej
z miliardów.
“And did
they get You to trade,
Your heroes
for ghosts,
Hot ashes
for trees, hot air for a cool breeze,
Cold
comfort for change,
Did You
exchange,
A walk on
part in a war for a lead role in a cage?”9
Czy powinna wszystko przewartościować czy trwać przy dawnych
sądach niezależnie od tej straty, pomimo niej? Nie dać się zniekształcić czy
też dostosować do nieznanych sił i reguł, których nie pojmowała?
Dokąd poszłaś Marlo? Czy tam jest ci lepiej niż z nami? Czy
tam znalazłaś to, czego szukałaś? Czy wiesz już co to było? Czy nadal jesteś
sobą i czy my będziemy tacy sami?
“How I
wish, how I wish You were here!
We’re just
two lost souls swimming in a fish bowl,
Year after
year,
Running
over the same, old ground,
What have
we found?
The same
old tears,
Wish You were here!”9
*
Milczeli całą drogę do domu. Po skończonym koncercie Marta
przybiegła do nich i rzuciła się na szyję Ani, mówiąc, że nikt nigdy nie
miał piękniejszego pożegnania niż Marlo. Nie pamiętał, kiedy poprzednio widział
swoje córki równie zjednoczone jak przez ostatnie kilka dni. Marta objęła także
jego.
- Byłeś świetny, tato – usłyszał jej słowa.
Później zjawiła się także jego żona i patrząc w jej oczy,
pomyślał, że musiała płakać. Podeszła kolejno do każdej z dziewczyn, począwszy
od Ani, do Jima, a na końcu do niego.
- To piękne, co dla niej zrobiliście, Marek.
Nie był pewien czy krył się w tym cień wyrzutu.
Przez jakiś czas pozostali w klubie i wiele osób podchodziło
do nich, by wyrazić swój żal albo podziękować im. Był wśród nich także chłopak,
który nadzwyczaj długo trzymał w swoich objęciach Anię.
Kiedy wsiedli do samochodu, wszystko nagle ucichło. Gwar
głosów z klubu, muzyka, rytm kroków. Zatopili się w ciszy i delikatnym szmerze
obracających się kół. Pomruku silnika. Uciekli ku własnym myślom. Na tylnym
siedzeniu, Ania złożyła głowę na ramieniu siostry.
Skalski prowadził wolno i uważnie. Miasto było puste,
spokojne. Pojedynczy ludzie spacerowali przy świetle latarni. Tylko ich ruch
znamionował to, co nieuchronne. Świadczył o upływie czasu. Niewzruszonym ani
przez śmierć ani przez życie.
Kiedy wysiedli z auta i wspięli się po schodach, Skalski
poczuł jak bardzo był zmęczony. Zrzucił buty i powlókł się do łazienki. Zamknął
się tam, aby nikt go nie widział. By nie zobaczyły jak bardzo był słaby. Oparł
się o zlew i rozpiął koszulę. Spojrzał na nieogoloną twarz w lustrze. Miał na
zaroście kilka siwych włosów i czuł jakby przez tydzień postarzał się o kilka
lat.
Bardzo żałował Marlo, jednak myśl, która teraz napawała go
największym strachem nieodłącznie wiązała się z Anią. Co gdyby to ona zginęła?
Gdyby to jej nie zdołał ocalić? Ją stracił na zawsze? Tę córkę, którą
wychowywał od dziecka, którą trzymał przy sobie od najmłodszych lat. Nad samą
tą wizją płakał przez dłuższy czas, w głowie mając obrazy z ostatnich dni,
tygodni i lat.
Elżbieta czekała na niego przed drzwiami. Kiedy wyszedł,
powiodła go do pokoju, a tam ciężko usiadł na kanapie, przed zaparzoną
filiżanką herbaty. Na twarz żony nie widział złości ani wyrzutów, osądu ani oskarżeń.
Była smutna, podobnie smutna do niego.
- Nie ma już sił – powiedział Skalski ni to do siebie, ni to
do swojej żony.
- Wczoraj przyszła tu paczka, nie wiedziałam od kogo. –
Powiedziała pokazując mu rozdartą, brązową kopertę. – Był tylko adres, dlatego
ją otworzyłam. – Wziął ją bez pretensji.
Było tam kilka kartek, bez pardonu wydartych z pamiętnika.
Postrzępionych i zmiętych, jakby ktoś wahał się, co z nimi zrobić.
Większość tekstu odnosiła się do Ani i jak mógł starał się go nie czytać. W
jednym miejscu, ktoś oderwał wcześniej przyklejone zdjęcie. W osamotnionym
podpisie widniał także i on. „ Angie, Oldie, Lily i Ice. W sali prób – lepszym
domu.” Kolejną stronę
rozpoczynał cytat:
“Old man,
take a look at my life, I’m a lot like You,
I need someone
to love me
Whole day
through,
Ah, one
look in my eyes
And You can
tell that’s true.
Old man,
take a look at my life,
I’m a lot
like You were.”10
Dalej, wzięte wprost ze słownika, widniały dwie definicje
słowa „ojciec”. Pierwsza z nich głosiła:
„Mężczyzna, który ma własne dziecko lub dzieci.”
Tę definicję przekreślono kilkoma nierównymi kreskami.
Poniżej widniała druga:
„Ten, kto coś stworzył, wynalazł, zainicjował lub był czyimś
wzorem, natchnieniem itp.”
Drugą część tej definicji podkreślono markerem. Marlo
opatrzyła tę stronę jednym zdaniem komentarza:
„Jeżeli mam ojca, jest nim ojciec Ani.”
*
Klub znów zatonął w ciemności, rujnowanej przez nieustępliwą
lampkę sponad baru. Cała piątka zebrała się wokół trzech mikrofonów
zestawionych ze sobą na środku sceny. Zostawili swoje instrumenty, żeby
zaśpiewać Marlo tę ostatnią piosenkę. Oldie objął ramionami Anię i Lilkę. Jim
stał wyprostowany, jak do apelu. Iza płakała i jej mocny make-up rozpływał się
po policzkach.
„Sleep,
sleep tonight
And may
Your dream
Be realized
And if
thundercloud
Passes rain
So let it
rain
Rain down o
You”11
Odnosili wrażenie, jakby Marlo naprawdę odeszła dopiero
teraz, jakby końcem koncertu ostatecznie pieczętowali jej śmierć. Wypuszczali z
rąk ostatnie wątłe nici, które trzymały ją pośród nich. Kiedy Jim wróci do
swoich, a oni zbiorą się na kolejną próbę, jeśli kiedykolwiek do niej dojdzie,
po Marlo pozostanie wolne miejsce, puste krzesło, tak jak przy obiedzie w domu
Skalskiego. Luka wołająca o zapełnienie, wyrwa w burcie statku. Wieczne
wspomnienie.
„So let it
rain
Rain down on
You.”11
KONIEC
9 “Wish You Were Here” – Roger Waters
z albumu “Wish You Were Here” Pink Floyd, Harvest/Columbia 1975.
10 “Old Man” – Neil Young z albumu
“Harvest” Neil Young, Reprise, 1972.
11 “MLK” – U2 z albumu “Unforgettable
Fire ” U2, Island Records, 1984