Kim jestem?
Gdzie jestem?
Kim są ci wszyscy ludzie?
Czego chcą?
- Nic panu nie jest, proszę pana? –
zabrzmiał nieznajomy głos jakiejś kobiety. Czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia.
W głowie mam pustkę. Nie pamiętam
niczego. Widzę tylko przebłyski, jakiejś sali o wielu schodach, błysków
wielobarwnych świateł, krzyków, tupotu przerażonych kroków. Czy i ja tam byłem?
I co, u licha, robię tutaj? Pośród tłumku gapiów, wśród odrapanych z tynku
zapyziałych starych baraków? „W nich trzymają automobile” – zdałem sobie
sprawę, choć za żadne skarby nie pojmowałem kim są Oni. Ludzie. Ich stroje nie
przypominały mojego, ale, tak, znałem tych, którzy takie nosili. Usilnie
próbowałem przypomnieć sobie choć jedną twarz. Kogokolwiek. Kogoś kogo znałem.
Kogo ZNAM!
-Czy
pan spadł? Proszę pana? Spadł pan z dachu? – znów pytała kobieta.
-A
może z lotni albo spadochronu? – dorzuciło jakieś dziecko.
O
co im chodzi na miłość Boską?!
-
Nie wiem! – rzuciłem może nazbyt wściekle – Nie mam pojęcia. Sam nie wiem jak
się tu znalazłem.
Wokoło
wszyscy coś szeptali. Patrzyli na mniej jeszcze bardziej zdziwieni, zaskoczeni.
I czymże, do licha, jest spadochron bądź lotnia? Spojrzałem na swoje ubranie. Było
bardzo kunsztowne, tylko wygniecione i pokryte kurzem. Tak jak moje włosy.
Długie fale opadały na ramiona. Otrzepałem się nieco, chcąc doprowadzić się do
porządku. Spróbowałem ustabilizować nieco gonitwę swoich myśli. Zacząć działać
bardziej logicznie. Dowiedzieć się czegoś.
-
Gdzie tak właściwie jesteśmy? – spytałem tak, jakby w mojej niewiedzy nie było nic nadzwyczajnego.
-
W Londynie. Na przedmieściach. – Kobieta zawahała się, gdy nie odpowiedziałem.
– To w Anglii –dodała.
-Ależ
wiem gdzie jest Londyn! – żachnąłem się – Wyśmienicie – dodałem, chcąc upewnić
ich w przekonaniu, że właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
Londyn
kojarzył mi się z czymś. Z wieloma zakrytymi niepamięcią sprawami. Zdawał się
być ważny, a w każdym razie takie odnosiłem wrażenie. Nie było to z pewnością neutralne, nic niewnoszące słowo. To był trop.
-
A więc jest pan z Londynu? – spytała kobieta, a ja przytaknąłem.
- Czy
ci ludzie muszą tak nad nami stać? Potrzebuję chwili spokoju, by spróbować
sobie przypomnieć… - szepnąłem to na tyle cicho, by nie usłyszeli nas pozostali
gapie. Zgodziła się, choć niepewnie.
- Drodzy
państwo, wszystko się wyjaśniło! – zawołała kobieta i wzrok wszystkich skupił
się teraz na niej. – Jak się okazało pan – przerwała, ale skoro milczałem
kontynuowała – pan spadł z dachu jednego z garaży.
„Właśnie!
Tak to się nazywało” – zdałem sobie sprawę.
-
Ale cóż on u licha robił na dachu w takim stroju? – spytał wąsaty mężczyzna po
pięćdziesiątce, patrząc na mnie spode łba.
-
Szukałem kota – wyjaśniłem, bo to jako pierwsze przyszło mi do głowy.
- Kota?
A więc mieszka pan w okolicy?
- Oczywiście,
że mieszkam - wybuchnąłem, bo ten
mężczyzna zaczynał mnie irytować – Tam! – Wskazałem bliżej nieokreślony punkt.
– Czy to aby pański interes?
Facet
burknął coś pod nosem, ale kobieta stojąca obok mnie uciszyła go gestem.
-
Pan – znów chciała użyć mojego nazwiska, ale nie znała go, tak samo jak ja –
prawdopodobnie uderzył się w głowę i ma chwilową amnezję.
-
Jestem skonfundowany – poprawiłem ją, bo nie chciałem wyjść na ofiarę. Choć tak
naprawdę, to chyba ona miała rację.
-
Pomogę panu –pociągnęła, jakbym wcale się nie wtrącił – Chodźmy. – Złapała
rękaw mojej marynarki i ruszyła przed siebie, oddalając się od reszty
zebranych. – Rozejdźcie się! – rzuciła jeszcze przez ramię i zaraz zniknęliśmy
im z oczu, na niewielkiej uliczce za zakrętem.
*
-
Ludzie są tu bardzo wścibscy – usłyszałem jej przepraszający głos, gdy
ostatecznie wyszliśmy spośród rzędów garaży, na jakąś cywilizowaną uliczkę –
Naprawdę nic pan nie pamięta?
Miałem
już rzucić coś uszczypliwego, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. W
końcu próbowała mi pomóc. A sojusznik był mi teraz potrzebny. Bardzo.
-
Nie sądzi pan, że powinien się udać do szpitala? Może miał pan wstrząśnienie
mózgu albo coś poważniejszego?
Ze
zrozumieniem pokiwałem głową, choć nie byłem pewny co to wstrząśnienie mózgu.
Chyba uderzenie głową o coś twardego. To mi się stało? Starałem się przypomnieć
sobie nazwę jakiegoś szpitala. Święty, święty…? Niech to szlag! Pamiętam, że
ktoś z moich znajomych też tam trafił. To też miało jakiś związek z głową.
Przeszedł mnie zimny dreszcz na to wspomnienie. To musiało być coś paskudnego,
coś naprawdę złego, ale Bóg jeden raczy wiedzieć czy była to wina ich choroby
czy uzdrowicieli. Uzdrowiciele. O ile się nie mylę tak ich nazywano.
- Czy
to bardzo bolesne, bycie uzdrawianym? – spytałem, choć było mi z tym przeklęcie
niezręcznie – Mam niezbyt dobre wspomnienia.
-
Więc coś pan pamięta?
-
Raczej nie, tylko emocje…
Kobieta
patrzyła na mnie z troską. Czułem się z tym nieco dziwnie, jakby dawno nikt nie
patrzył na mnie w ten sposób.
-
Najpierw i tak będzie pan musiał przejść serię badań. EEG, USG czy Tomografię,
przechodziłam to z synem, kiedy spadł z huśtawki.
Zdawało
mi się, że wspomniała o tym wbrew sobie, jakby mówienie przy mnie o posiadaniu
dziecka mogło być czymś groźnym.
- Spokojnie,
nie chcę nadużywać pani pomocy. Wkrótce pójdę sobie stąd. Może do szpitala, tak
jak pani radzi.
- Mam
wezwać karetkę?
Zaprzeczyłem.
Cokolwiek by to nie było, w tym słowie zawierała się nuta ostateczności, a ja
wciąż nie zdecydowałem.
- Poradzę
sobie. Chciałbym dostać się do Saint M… - wyraźnie zasugerowałem, by dokończyła
za mnie.
-
Saint Mary’s Hospital?
Nie
byłem pewny czy chodziło mi właśnie o to. Miałem tę nazwę na samym końcu języka,
ale nie mogłem jej z siebie wydusić. Co za nonsens.
-
Tak, myślę, że to ten – westchnąłem zrezygnowany – Czy to daleko?
-
Dosyć. Jesteśmy w Kingston, a szpital St.Mary’s leży w centrum, koło
Paddington. Jeśli naprawdę chce pan tam dotrzeć, musi pan złapać autobus
sześćdziesiąt pięć, wysiąść w Kew, a po przejściu przez most wsiąść w
dwudziestkę siódemkę. Podjeżdża pod sam szpital.
- Wyśmienicie!
– skłamałem chyba, aż nadto entuzjastycznie, bo kobieta spojrzała na mnie
badawczo. – Jeśli tylko zechciałaby mi pani pokazać, gdzie go znajdę.
Automobil, oczywiście.
Przytaknęła,
lecz coś co powiedziałem ewidentnie zbiło ją z tropu. Tylko co? Przeszliśmy na
drugą stronę ulicy, by po chwili skręcić w prawo. Wmieszaliśmy się między
przechodniów. Tutaj ruch był znacznie większy. Mnóstwo automobili, wypchanych
ludźmi gnało w obie strony. Zdawało mi się, że nigdy nie jechałem niczym
podobnym. Czy to możliwe? Zdawały się tak bardzo popularne.
-
Wydaję mi się jakbym nigdy wcześniej nie jechał automobilem. To chyba mało
prawdopodobne? – zapytałem, a kobieta, aż zatrzymała się z zaskoczenia.
-
Czym pan nie jechał? – spytała i znów to ja nic nie rozumiałem.
-
Automobilem… - powtórzyłem niepewnie.
-
Chyba chciał pan powiedzieć „autobusem”, automobil to archaiczne słowo.
Coś
się tu nie zgadzało. Byłem pewny, że wszyscy używali tej nazwy. Automobil.
- Czy
na pewno dobrze się pan czuję? – Dopiero teraz dostrzegłem, że od dłuższej
chwili tępo wpatrywałem się w przejeżdżające pojazdy.
-
Jak najbardziej, po prostu się zamyśliłem. Zdaję się, że ma pani rację.
Chodziło mi o szpital St. Mary’s, byłem tam kiedyś odwiedzić przyjaciół. Chyba
coś powoli do mnie wraca.
Nie
wiem kogo chciałem oszukać, siebie, czy ją? Pamiętałem tak samo niewiele jak
półgodziny temu, kiedy rzekomo spadłem z dachu szukając kota. Nigdy nie miałem
kota, tego byłem pewien. Ale miał go ktoś kogo znałem. To był mądry kot, bardzo
sprytne zwierzę. Rudy kot. Nie wiem czemu, wiedziałem to nawet teraz. Chyba
musiał zrobić coś nadzwyczajnego. Ale co? Co mógłby zrobić kot? Kobieta posłała
mi pocieszający uśmiech i powoli ruszyła dalej. Zdaje się, że uznała za
słuszne, bym jak najszybciej trafił do tego szpitala. Może miała rację. Sam nie
wiem.
Szliśmy
dalej, a ludzie bezczelnie patrzyli się na mój strój. O co chodziło, do licha?
Miałem marynarkę szytą na miarę, kamizelkę i odświętną koszulę, spodnie z
najlepszego materiału i buty z pewnością z dobrej skóry. Wyglądałem znacznie
lepiej niż oni. Te ich dziwaczne, byle jakie stroje. W życiu nie ubrałbym
czegoś takiego. W życiu nie miałem czegoś takiego na sobie.
-
Mugolski chłam – pomyślałem i te same słowa wydobyły się z moich ust.
-
Co proszę? – spytała kobieta, a ja powtórzyłem, wskazując na chłopaka w
szerokich, luźnych spodniach.
-
Nigdy nie słyszałam tego określenia – zdziwiła się.
-
Chłam?
- Mugolskie.
Nie znam takiego słowa.
Znów
to samo. Przecież…
- Wśród
moich przyjaciół zwykło się go używać – wyjaśniłem, lecz kobieta nie wyglądała
na przekonaną – To znaczy…
Nie
miałem pojęcia. Wiedziałem, tylko, że to nic sympatycznego, ale samo znaczenie
zupełnie wyparowało. A może była to kolejna sztuczka mojego umysłu? Może to
wszystko, co wydawało mi się pewne, było tylko fałszywym śladem, chaotycznie
rozrzuconym w moich myślach? Ale przecież musiałem się czegoś trzymać,
jakiegokolwiek cienia nadziei. Mglistej wizji tożsamości. Mojego ja.
Utraconego, zagubionego, zatraconego.
Zatrzymaliśmy
się przed przystankiem. Autobus miał się tu zjawić lada chwila. Kobieta jeszcze
raz objaśniła mi jak dotrzeć do szpitala. Spytała czy mam czym zapłacić za
bilet i czy na pewno dam sobie radę, a ja bezmyślnie potakiwałem, myśląc o tym
co mnie czekało. Czy kiedykolwiek odzyskam pamięć? Czy odzyskam życie, które
wiodłem jeszcze godzinę temu? Kobieta spojrzała na zegarek i nagle sobie o
czymś przypomniała. Słysząc ode mnie stokrotne podziękowania i durne
zapewnienia o samodzielności, oddaliła się pospiesznie, rzucając coś o odbiorze
syna. Ze szkoły. Też kiedyś chodziłem do szkoły, dawno temu. Kojarzę wzgórza,
ich zieleń, jezioro i wielki gmach. Wielki gmach. Daleko stąd, tak, sądzę, że
musiało to być daleko stąd.
Na
horyzoncie pojawił się autobus. Zebrałem się w sobie, by ruszyć nim dalej. W nieznane.
Witam! No więc przybyłam poczytać i skomentować ;)
OdpowiedzUsuńW sumie, jakbyś mi nie powiedział, że opowiadanie będzie o Syriuszu, to sama bym mogła na to nie wpaść. Tylko długie włosy coś tam podpowiedziały, ale poza tym mogłabym tkwić w błogiej nieświadomości i gdybać sobie na temat tożsamości Twojego głównego bohatera ^^
Bardzo ciekawy początek. Te przenikające do świadomości skrawki wspomnień na pewno dodają opowiadaniu smaczku. Ciekawa jestem jak sobie Wąchacz poradzi. Szczególnie jak spróbuje za bilet zapłacić galeonami xD
Krótko o technicznych sprawach:
W dialogach nadal brakuje Ci kropek, ale zapisujesz je już o niebo lepiej niż w "Pyle".
Zdawał się być ważny, a w każdym razie takie odnosiłem wrażenie. Nie było to w każdym razie neutralne, nic niewnoszące słowo. - powtórzenie.
Asteryski się raczej używa, jak przeskok w czasie lub miejscu zdarzenia jest dość istotny więc tutaj wydaje mi się on zbędny.
I jeszcze taka sugestia co do transportu publicznego w Londynie. Jedno słowo: metro. Autobusy są mniej faworyzowane szczególnie w tak ruchliwym, zapchanym miejscu jak Londyn. Więc underground jest zawsze pierwszą opcją dla londyńczyka.
Zdaję się, że uznała za słuszne, bym jak najszybciej trafił do tego szpitala. - Zdaje się. Bez 'ę'.
Jeszcze co do naszej konwersacji e-mailowej, Hobbita jestem skłonna uwielbiać już za sam fakt, że istnieje dzięki P. Jacksonowi i nie obchodzi mnie ile ma części (w sumie im więcej, tym lepiej), ale Twoje porównanie z Gwiezdnymi Wojnami wydaje mi się nadzwyczaj trafne ;p
I tak, Mockingjay ma być w dwóch częściach. Niech żyje Hollywood ;p
No to tyle na razie. Wkrótce pojawię się skomentować rozdział drugi, a na razie zmykam.
Peace, Love and Rainbows
I weź usuń weryfikację obrazkową bo się wścieknę xD
UsuńSorry Winetou, ale pytałaś;P
UsuńEch, te kropki!;p
U mnie to się nazywa "gwiazdka" (;p) i stwierdziłem, że się zda, żeby było wiadomo kiedy pójść robić herbatę;PPP Plus,musiałem sprawdzić w Internecie co to znaczy asteroida, znaczy asterysk^^
Jeśli chodzi o transport w Londynie...to już się tłumaczę;P Otóż wszystko przez to, że tam jest tak drogo!;P Bo tak się składa, że ja byłem w tej okolicy na wakacjach po maturze, przez jakieś 10dni, ale że metro jest drogie jak jasny gwint, jeździliśmy wszędzie autobusem (+ z autobusu więcej widać;p). I w związku z tym zupełnie zapomniałem o metrze xD No, ale jasne, że tubylcy jeżdżą metrem...
Madre, dobrze, że mi napisałaś, bo w ogóle nie sprawdziłem ustawień komentarzy xD A to jest rzeczywiście irytujące;P
Dzięki za wytknięcie błędów;)
See Ya!:)